Facebook - polub nas!

Znajdź skrytkę!

Polecamy

Beskid Niski - LackowaParodniowy wypad w Beskid Niski śladami dawnych letnich wypraw z zimowym podejściem na najwyższą w tym paśmie - Lackową. Były nieplanowane brody przez rzekę i zimowy biwak, a w górach pusto...

 

 

BESKID NISKI - LISTOPAD 2007

W Krynicy wylądowaliśmy dobrze po jedenastej, po nocnej podróży pociągiem do Krakowa, a potem osobowym do Krynicy w towarzystwie Bogdana, który poprzedniego dnia przespał stację i zamiast na Krynicę pojechał do Rzeszowa! Po drodze jeszcze zakupy i zanim wylądowaliśmy na szlaku na Huzary było dobrze po dwunastej. Gdy podchodziliśmy na Huzary sypnęło śniegiem i było go dosyć sporo. Na zejściu w śniegu prawie po kolana zdecydowaliśmy, że przyszła pora na założenie stuptutów. Szlak prowadził ostro w dół i goniliśmy dosyć szybko ponieważ zmrok był niedaleki. Zeszliśmy do samego dna doliny i wtedy okazało się, że szlak prowadzi przez rzekę wcale w tym miejscu niepłytką. Nastąpiła lekka konsternacja, poczym ruszyliśmy wdłuż brzegu w poszukiwaniu dogodnego miejsca na przeprawę. Zdecydowaliśmy się w płytszym miejscu, ale i tak było to szokujące przeżycie - po około minucie traciło się czucie w stopach :) W ogóle nie zapamiętałem tego brodu z okresu letniego, kiedy dwukrotnie już przekraczaliśmy rzekę Mochnaczkę - zimą było to spore zaskoczenie!

 

Po przejściu rzeki ruszyliśmy dalej szlakiem w kierunku Lackowej - czas mieliśmy słaby, a do zmroku było niedaleko. Wyszukiwanie szlaku zimą w terenie jest mocno utrudnione, do tego nakładało się zmęczenie po podróży - w rezultacie podejście pod Dzielec zajęło nam sporo czasu.

Beskid Niski - panorama z podejścia na Dzielec
Panorama z podejścia na Dzielec - fot. Michał Chyła

Pod Dzielcem byliśmy dopiero przed czwartą - już szarzało, a do tego szlak znowu się gdzieś zawieruszył.

Beskid Niski - panorama z podejścia na Dzielec
Panorama z podejścia na Dzielec - fot. Michał Chyła

Zapadła decyzja o biwaku, robiło się coraz zimniej. Szybko rozbiliśmy namioty i zabraliśmy się do topienia śniegu. W tym celu nazbieraliśmy jego cały wór, aby mieć spory zapas w namiocie. Stwierdzenie "jeszcze dwie godziny i mamy naszą herbatkę" jest prawdziwe - nawet bardzo... Stopienie menażki śniegu zajmuje naprawdę sporo czasu. W rezultacie zabiegów kulinarno obozowych około godziny osiemnastej byliśmy już w śpiworach. Noc była ciężka - w namiocie wilgoć i temperatura rzędu 0,3 stopnia. Nawet kilka warstw ubrań nie pomogło. Rano po wczesnej pobudce przy gotowaniu herbaty temperatura w namiocie skoczyła do +7 stopni. Wszystko co leżało na podłodze namiotu i nie było w śpiworze i tak zamarzło... Całe szczęście kolejny dzień powitał nas słońcem. Było mroźno, ale krajobraz jak z bajki. Po krótkim rekonesansie szybko odnaleźliśmy szlak - biegł od wzdłuż granicy ze Słowacją - około 100m od naszego obozu. Ruszyliśmy dalej w kierunku Lackowej, która ukazała nam już daleka potężny garb - jego pokonanie było przed nami... 
Zimowe podejście na Lackową - Beskid Niski powiecie - trzeba tego spróbować... Duże nachylenie stoku i głęboki kopny śnieg, trochę skał i zwalonych drzew - bez kijów ciężkie do pokonania, przede wszystkim bardzo wysiłkowe. Jurek pokonywał podejście przy pomocy prowizorycznego czekana zrobionego z kawałka kija - aby nie zjeżdżać w dół, Michał w przodzie torował. Dostaliśmy w kość , a do przejścia jeszcze trochę zostało... Na szczycie Lackowej oczywiście obowiązkowa sesja zdjęciowa, mroźno, bo jesteśmy sporo wyżej - wszystko jest oszronione, ale jest pięknie :) Dokonujemy wpisu na karcie imprezy na orientację i ruszamy dalej. Śniegu sporo, więc tempo jest takie sobie - przed nami Ostry Wierch. Podejście na Ostry Wierch z przełęczy Puławskiego wycisnęło z nas resztki sił, zostało już tylko zejście w dół... To jednak spory kawał, zgodnie ze znakami do Wysowej jakieś 1,5 godziny. Powoli schodzimy - Michał w przodzie, ja z Jurkiem z tyłu (Jurkowi nawala kręgosłup - chyba "best before" mu się kończy). W rezultacie skracamy trochę drogę po za szlakiem przez las (dzięki informacji od dwóch napotkanych mieszkańców Wysowej) i lądujemy na wielkim suszeniu w Gospodarstwie Agroturystycznym Edwarda Bartko Wysowa 142 tel. 018-353-21-80 - takiego odpoczynku było nam potrzeba, a sporo czasu spędzliśmy w kuchni w towarzystwie czajnika uzupełniając płyny :) Trasa z Krynicy do Wysowej miała trwać jeden dzień - tylko ten śnieg...

Następnego dnia ze względu na warunki postanowiliśmy wyruszyć nie z Wysowej, a ze Smerekowca -  początkowo szlak biegł polem, tak, że szliśmy trochę na wyczucie, dopiero na skraju lasu znaki zgęstniały, ale i tak ciężko było utrzymać tempo marszu. Torowaliśmy ten szlak jako pierwsi, a i znaki na drzewach dobrze maskował śnieg. W rezultacie katem łatwe przejście zajęło nam sporo czasu, miejscami głębokość pokrywy śnieżnej sięgała powyżej pół metra. gdy doszliśmy do schroniska na Magurze Małastowskiej znowu sypało... W schronisku dostaliśmy wrzątek, zjedliśmy pierogi i wypiliśmy piwo. tego wieczoru byliśmy jedynymi gośćmi. Winda łącząca salę z kuchnią poniżej często kursowała w dół i w górę :) Za oknami wciąż sypało, a my podsuszaliśmy buty na ciepłych grzejnikach. Temperatura w pokoju sięgała 10 stopni, ale w śpiworze było naprawdę przyjemnie... W nocy panowała nieprzenikniona ciemność i cisza. Po otwarciu oczu trzeba było zastanawiać się czy naprawdę są otwarte... Polecamy do schronisko :)

Kolejny dzień - śniegu znowu więcej. Najpierw idziemy na przełęcz Małastowską, a tam dłuższy postój na małym, ale pięknym cmentarzu z I wojny światowej. Kiedyś już tu byliśmy, ale przy deszczowej aurze - tym razem powstało sporo zdjęć. Idziemy do bacówki Bartne, trasa rozjeżdżona przez sprzęt drwali przy zwózce drzewa, a tam gdzie nie dotarli znowu kopny śnieg. Po drodze zbaczamy na kolejny cmentarzyk z I wojny światowej - w okolicach Pętnej. Śniegu mnóstwo - podnosimy sobie morale czekoladą :) Do Banicy docieramy z dobrym czasem, a stamtąd wydaje się, że to już niedaleko... jednak droga ciągnęła się w nieskończoność, a słońce zaczęło się powoli chować. Od razu zrobiło się "rześko", jeszcze długie zejście i podejście i znak "bacówka bartne 20 min"! W końcu wieś Bartne, z brzegu wsi kusi napis "wolne pokoje"... Twardo idziemy do bacówki i konsternacja! Drzwi są zamknięte! Widać dym z komina, łomoczemy do drzwi - nic! W końcu, z pewnym przymusem bacówka zostaje otwarta... Od razu widać, że nie jesteśmy mile widzianymi gośćmi - Gospodarz nie odezwał się do nas słowem - zero! Pierwszy raz spotkaliśmy się z takim przyjęciem. Szybka decyzja i wracamy do wsi do "wolnych pokoi" - polecamy noclegi w Bartnym w pierwszym domu po prawej stronie schodząc od bacówki - ciepło miło i sympatyczni gospodarze!!!

Rano autobus do Gorlic mieliśmy po siódmej, ale o czwartej obudził nas Czesio ("Władca móch") swoim "dzień dobry" oznajmiając SMS w telefonie Michała - więcej z nami nie jedzie (Czesio)!
Nigdy Pana nie zapomnimy majorze Kubricz!