Facebook - polub nas!

Znajdź skrytkę!

Polecamy

Wschód słońca na Babiej Górze

Relacja z krótkiego przejścia czerwonym szlakiem beskidzkim z przełęczy Glinne przez "Królową Beskidów" - Babią Górę aż do Bystrej Podhalańskiej. Stamtąd o dziwi szybko i sprawnie znaleźliśmy się w Krakowie, ale to, jak to powiedział kiedyś jeden przewodnik - "another story"... ;)
 

Studencka Baza Namiotowa Głuchaczki

Naszą kolejną przygodę z czerwonym szlakiem beskidzkim zaczęliśmy na przełęczy Glinne - tam, gdzie w poprzednim roku przegoniła nas burza - poczytaj. Tym razem pogodę mieliśmy piękną, rankiem dojechaliśmy koleją do Żywca i mimo wątpliwości busem "Zdzich Travel" udało nam się dostać prosto na przełęcz Glinne - a myśleliśmy, że jak rok temu będziemy zasuwać z Korbierlowa :) Wędrowaliśmy sobie nieśpiesznie czerwonym szlakiem, ponieważ zaplanowany na ten dzień odcinek do Studenckiej Bazy Namiotowej Głuchaczki to było niecałe 10km. Po drodze zrobiliśmy sobie przystanek przed bacówką na którejś z podszczytowych hal i następny jeszcze w Bazie Jaworzyna. Nie wiedzieliśmy nawet o jej istnieniu - powstała w 2015 roku i jest ona własnością prywatną Pana Janusza. Stworzona została przede wszystkim z myślą o organizacji obozów harcerskich. Działa ona nieprzerwanie w okresie wakacyjnym, a po za sezonem w weekendy od maja do końca września. Oczywiście można tam zanocować - każdy jest mile widziany, jednak należy pamietać, że priorytetem są harcerze. Po sezonie dostępna jest tylko wiatka kuchenna, palenisko i woda - ale czego więcej trzeba :) My zaś aby nie skracać i tak już krótkiego dzisiejszego odcinka ruszyliśmy dalej. Nie było już zresztą daleko i do bazy na Głuchaczkach dotarliśmy gdy słońce było jeszcze wysoko na niebie - dlatego zaczęliśmy od opalania i drzemki na karimatach... Później były czynności kulinarno towarzyskie, a po zmroku nocne polaków rozmowy - nieczęsto zdarza się wieczór przy świecach i niebo pełne Drogi Mlecznej... Cieszyliśmy się górami :)

 Mała Babia Góra

Ranek znowu powitał nas słońcem i wyspani, chociaż w bazowych namiotach w nocy było całkiem rześko, po śniadanu ruszyliśmy na szlak. Najpierw czekała nas wspinaczka na Mędralową - może to niecałe 400m podejścia i niecałe 4 kilometry szlaku, ale jakoś wolno to nam szło... Z Mędralowej szlak do schroniska na Markowych Szczawinach mimo upału poszedł nam szybciej - były też widoki na Babią :) Po obiedzie w schronisku postanowiliśmy zaatakować szczyt "Królowej Beskidów". Królowa Beskidów zazwyczaj kapryśna (jak to kobieta) była dla nas wyjątkowo łaskawa - pogoda była wspaniała! Część z nas była już na Babiej, ale nikt nie wchodził słynną Percią Akademików. To najciekawszy i zarazem najtrudniejszych wariantów zdobycia szczytu. Znakowany żółty szlak zaczyna się tuż obok schroniska na Markowych Szczawinach i poprowadzony jest od najbardziej stromej, północnej strony szczytu. Było późne popołudnie i szliśmy tam zupełnie sami. Na najtrudniejszym odcinku, zamontowane są łańcuchy i klamry. Podczas bardziej wymagającej pogody są one ułatwieniem dla podchodzących, ale w upale i suchym terenie stanowiły dla nas urozmaicenie trasy i fotostopową atrakcję. Szlak zaprowadził nas na szczyt prosto pod kapliczkę na Diablaku.Po obowiązkowej sesji fotograficznej ruszyliśmy w dół - już klasyczną trasą schodząc do przełęczy Brona. Tam część zeszła do schroniska, a część wpadła na pomysł żeby wejść jeszcze na szczyt Małej Babiej Góry! Było super jak to przy udanym szczytowaniu :)

Wschód słońca na Babiej Górze

Jeszcze wieczorem powstał plan aby w nocy raz jeszcze wejść na szczyt - pogoda świetna i jest okazja na wschód słońca! I tak, budziki nastawiliśmy na drugą rano i zadzwoniły... Najpierw były lekkie dyskusje, że może wiatr zbyt silny, a łóżka wygodne, ale w końcu, z pewną niechęcią zwlekliśmy się... Na przełęcz Brona i jeszcze kawałek wyżej na szlaku przeświecały nam latarki, ale wyżej gdy wychodziliśmy z kosówki był już brzask, a na szczycie znaleźliśmy się akurat gdy rozpoczynał się wspaniały spektal i słońce wyłaniało się zza horyzontu. W tak pięknych okolicznościach przyrody witaliśmy dzień na Babiej Górze - królowa najlepiej smakuje o świcie :) Wschód był naprawdę przepiękny i oczywiście nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł - ale tłoku nie było. Było dobrze, aż nam się aparaty fotograficzne zagrzały... ;) Gdy juz słońce było wyżej nieśpiesznie, a nawet trochę niechętnie zaczęliśmy zejście ze szczytu na przełęcz Krowiarki. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na szczycie Sokolicy na śniadanko - było parzenie herbaty i zajadanie kanapek. Po kolejnej krótkiej przerwie na uzupełnienie wody z przełęczy Krowiarki ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem wspinając się najpierw na Główniak, a potem na Cyl Hali Śmietanowej z pieknym widokiem na... a jakże Babią :) Następnym przystankiem byla Polica - utworzono tutaj rezerwat w którym przyroda rządzi się swoimi prawami. Mianowicie gdy silna wichura spowodowała powalenie znacznej ilości świerków porastających teren rezerwatu powalonych świerków nie usunięto. Oczyszczono jedynie szlak turystyczny. Ocalałe z wichury świerki zaatakowane zostały przez kornika drukarza i uschły, znaczna część rtezerwatu to wiatrołomy, a miejsca po powalonych i uschniętych świerkach zarastają roślinnością trawiastą i krzaczastymi jarzębinami - dzięki temu ze szlaku turystycznego prowadzącego przez teren rezerwatu rozciągają się widoki na południową stronę gór. Na Policy znajduje się także pomnik pamięci ofiar - wydarzyła się tutaj jedna z największych katastrof polskiego lotnictwa. 2 kwietnia 2019 roku minęło 50 lat gdy samolot PLL LOT rozbił się na zboczu gór. Zginęły wówczas 53 osoby. Hipotez co do przebiegu tragicznego lotu było wiele, ale jednoznacznej przyczyny nie ustalono nigdy. Odtworzenie rejsowego lotu z Okęcia do Balic wskazywało, że załoga w pewnym momencie przestała się orientować w położeniu samolotu. Kilkakrotnie podawała informacje o czasie przelotu nad radiolatarnią w Jędrzejowie, kiedy znajdowała się już w okolicy Krakowa. Sprzeczności tych nie wychwycili kontrolerzy lotów z Okęcia i Balic. Do wyjaśnienia tego wątku powołano specjalną komisję. Jeden z jej ekspertów, lekarz wojskowy podpułkownik Stanisław Milewski potwierdził zawał kapitana samolotu, ale stwierdził, że jego stan zdrowia nie miał wpływu na przebieg lotu. Wykazał, że w chwili wypadku obaj piloci żyli i byli na swoich miejscach - wykonywali oni ostry manewr, jaki nakazali im kontrolerzy lotu na podstawie wskazań niecertyfikowanego przez producenta radaru z Balic. Przez lata pojawiała się też hipoteza nieudanej próby porwania samolotu, a świadczyć o tym miało nastawienie jednego z urządzeń pokładowych na radiolatarnię lotniska w Wiedniu. Tłumaczyłoby to także dlaczego samolot znalazł się na tak niskim pułapie nad Beskidami, by nie był namierzony przez radary. Do katastrofy doszło o godz. 16:08., a maszyna uderzając o zbocze góry „wykosiła” pas na długości 200 m. Na miejscu katastrofy znaleziono straszliwie okaleczone, pokawałkowane ciała, lewe skrzydło An-24 oderwało się i leżało daleko od kadłuba - powyżej wierzchołków drzew, a oderwany ogon wcisnął się między trzy grube drzewa. Trzy, może cztery metry od ogona leżały wygięte prawe drzwi samolotu, a jeszcze 30m dalej zdeformowane blachy kadłuba. Przez dwa dni górscy ratownicy GOPR wśród lasu zwozili sankami ciała ofiar – najpierw całe, potem tylko fragmenty... Więcej o tym zdarzeniu znajdziecie w reportażu TVP Historia: Antonow 24 - tragiczny lot 165. Współcześnie tą tragedię upamiętnia pomnik w kształcie pionowego statecznika samolotu wraz z tablicą, na której umieszczone zostały nazwiska wszystkich ofiar – 47 pasażerów i sześciu członków załogi.

Pomnik ofiar katastrofy lotniczej na Policy   Ofiary katastrofy lotniczej na Policy

Tyle o Policy - poszliśmy dalej do schroniska na Hali Krupowej. Póki szlak prowadził w lesie było dobrze, ale w miejscach gdzie nie było cienia gęste powietrze w upale można było kroić nożem... Zimne piwo w schronisku zdecydowanie uratowało nam życie :) Było jeszcze dosyć wcześnie - w końcu wystartowaliśmy tuż po wschodzie słońca... Dlatego po obiedzie chwilę zastanawialiśmy się zostać tu na noc czy iść i w końcu zdecydowaliśmy się zejść do Bystrej Podhalańskiej. Szlak prowadził głównie w lesie, ale ostatnie zejście i kawałek asfaltu pokonaliśmy już na oparach... Po porannym starcie z Babiej przeszliśmy przez góry 30,5km podchodząc w górę ponad kilometr i schodząc prawie dwa kilometry w dół. I wydawać by się mogło, że zakończy się to gdy spokojnie spożywaliśmy napój w typie piwo przed spożywczym w Bystrej Podhalańskiej, ale okazało się że zaraz mamy bus do Jordanowa i tam z noclegiem może będzie lepiej.... I tak busik w typie "Zdzich Travel" zawiózł nas na miejsce, skąd kolejny "Zdzich Travel" podrzucił nas na krzyżówkę na Zakopiance, skąd autobus Szwagropol dostarczył nas do Krakowa... Tak to cudem komunikacyjno-teleportacyjnym wylądowaliśmy w apartamencie na Brackiej... No i okazało się, że tego dnia nie padał tam deszcz :) Za wspólną wyprawę podziękowania dla całej WATAHY!

POLECANE ARTYKUŁY:

Przez Beskid Żywiecki

Babia Góra 1999